2013/08/22

Roger Waters na Narodowym: Imponujące efekty specjalne



Łukasz Kamiński 21.08.2013


Wczorajszy spektakl na Stadionie Narodowym miał dwóch bohaterów. Pierwszy to sam Roger Waters. Drugi natomiast to wielki mur, będący równocześnie dekoracją i wielkim ekranem, na którym z częstotliwością i nieprzewidywalnością obłąkanego telewizora wyświetlane były zjawiskowe wizualizacje
Na godne, pasujące do swoich marzeń wystawienie "The Wall" Roger Waters musiał czekać aż trzydzieści lat. Ten drugi najbardziej znany album Pink Floyd (ustępujący popularnością jedynie "The Dark Side of the Moon"), pełen patosu, rozmachu, domagał się potężnej inscenizacji. Na przełomie lat 70. i 80. było to niemożliwe, przedstawienie kosztowało zbyt dużo, a efekty specjalne nie mogły sprostać oczekiwaniom muzyków. Później Waters po "The Wall" sięgnął tylko raz, podczas święta z okazji upadku muru berlińskiego. W końcu trzy lata temu Waters wrócił do pomysłu wystawienia "The Wall". Jak twierdził w wywiadach, miał do tego odpowiednie fundusze i dostęp do nowoczesnej technologii, ale był też mocno przekonany do politycznej, społecznej, moralnej aktualności swojego dzieła. Bo "The Wall", choć jest opowieścią o jednostce, to jest też potężnym manifestem wymierzonym przeciw nienawiści, wojnie, chciwości, niesprawiedliwości. Podczas pierwszej części światowej trasy (od 2010 do 2012 roku) Waters występował w halach, w drugim rozdziale swojej podróży odwiedza już stadiony.

Obraz ostry jak żyletka

Fani Pink Floyd znają "The Wall" na wyrywki. Większość zna też doskonały film Alana Parkera z 1982 roku, niektórzy mogą pamiętać transmisję wspomnianego już koncertu w Berlinie w 1990 roku. Nic jednak nie mogło ich przygotować na to, co zaprezentował Waters. Wybudowana na scenie potężna konstrukcja, przecinająca w pół Stadion Narodowy, była nie tylko dekoracją, ale też ekranem, na którym co chwilę, jak w kalejdoskopie, zmieniał się ostry jak żyletka obraz - zdjęcia, animacje, filmy, przebitki z koncertu. Wielkie projektory wyświetlały m.in. zdjęcia poległych na wojnach XX i XXI wieku żołnierzy i cywili, animacje znane ze wspomnianego już filmu Parkera, abstrakcyjne pejzaże, samolot zamiast bomb zrzucający symbole religijne i kapitalistyczne, stare dokumenty (np. fragment koncertu Pink Floyd z Liverpoolu z 1980 roku) czy w końcu cytaty z Franza Kafki czy Dwighta Eisenhowera.

Imponujące było również nagłośnienie. Kwadrofoniczne brzmienie nadawało efektom dźwiękowym naprawdę potężny wymiar. Gdy nad głowami publiczności zawarczał dźwięk przelatującego helikoptera, niektórzy w pierwszym odruchu się schylili, żeby przypadkiem nie zawadzić głową o podwozie. Gdy stadion został zalany ostrym podłym śmiechem parszywego nauczyciela znanego z piosenki "Another Brick in The Wall (Part 2)", wielu miało ciarki. Całość efektów specjalnych i scenografii koncertu dopełniały potężne dekoracje, przelatujący pod sklepieniem stadionu junkers rozbijający się o ścianę, nadmuchiwana świnia leniwie dryfująca ponad głowami publiczności czy strasząca dzieci kukła nauczyciela.

Najlepiej nagłośniony spośród wszystkich

Sam Waters na wielkiej scenie, na tle jeszcze większej ściany, czuł się doskonale. Co chwilę zmieniał role, raz był aktorem grającym z emfazą godną przedwojennych gwiazd kina, raz był muzykiem, raz wielkim narratorem stojącym nieco z boku, tłumaczącym publiczności, co się dzieje na scenie. Były też chwile, kiedy był po prostu starszym doświadczonym człowiekiem, dzielącym się ze słuchaczami swoim doświadczeniem. To właśnie w jednej z takich chwil opowiedział kanciastą polszczyzną o Charlesie de Menezesie, zabitym przez policję brytyjską Brazylijczyku, niesłusznie podejrzanym o terroryzm. Mimo całej powagi tej historii Waters nie byłby sobą, gdyby nie zakończył jej, żartując z języka polskiego. - Nie wiem, jak wy możecie posługiwać się nim na co dzień - mówił z szelmowskim uśmiechem.

Koncert Watersa był czwartym już wydarzeniem na Stadionie Narodowym w tym roku. Wcześniej wystąpili Paul McCartney, Depeche Mode oraz Beyoncé (w ramach Orange Warsaw Festivalu). Bez spierania się, który z nich był najlepszy, to bez wątpienia spektakl "The Wall" był najbardziej imponujący wizualnie i najlepiej nagłośniony.

 

No comments:

Post a Comment